fot. Błażej Adamus, Łukasz Kowalski

Poznajmy się bliżej #4

Przedstawiamy czwarty odcinek cyklu "Poznajmy się bliżej". Podobnie jak przed tygodniem na nasze pytania odpowiedzieli młodzi, zdolni trenerzy, którzy są dobrze znani w środowisku piłkarskim w naszym województwie. Zapraszamy do lektury. Przepytaliśmy Błażeja Adamusa (Cartusia Kartuzy) i Łukasza Kowalskiego (Gryf Wejherowo)


- Jak zaczęła się Twoja przygoda z piłką nożną?

Błażej Adamus: Przygoda pewnie zaczęła się 10.05.1980, kiedy przyszedłem na świat. Sympatycy pomorskiej piłki wiedzą, że jestem synem Adama Adamusa - byłego piłkarza i trenera. W naszej rodzinie piłka nożna to sport numer jeden, zamiłowanie do niej jest przekazywane z pokolenia na pokolenie. Natomiast prawdziwą pasję do tego sportu poczułem, kiedy pierwszy raz tata zabrał mnie na mecz Bałtyku 24.06.1989 r.. Był to baraż o II ligę (dzisiejsza I liga ) z Garbarnią Kraków, gdzie wówczas trenerem był brat ojca Ireneusz, niegdyś świetny napastnik Wisły Kraków. Tak mi się spodobało, że nie opuściłem później żadnego meczu Bałtyku u siebie przez wiele lat, a zaprowadzony przez tatę, sam rozpocząłem treningi w trampkarzach Bałtyku.

pb adamus 3.jpg
fot. www.baltykgdynia.pl

- Łukasz Kowalski: Pasję do piłki zaszczepił mi ojciec. Gdy byłem bardzo młody, grałem całymi dniami i wszędzie, a w wieku 10 lat zapisałem się do klubu Gedania Gdańsk.

- Jaki mecz najczęściej wspominasz jako zawodnik i jako trener?

BA: Kiedy spotykam się z kolegami z Bałtyku z rocznika 1980, to często wspominamy mecz w trampkarzach z Wierzycą Starogard, kiedy zagraliśmy w 12 zawodników. Okoliczności były takie, że sędzia nas nie policzył, trener przydzielił pozycje i, prawdopodobnie, musiał gdzieś zrobić to podwójnie. Drużyna przyjezdna też się nie zorientowała, a my wygraliśmy 3:0.

Mówiąc o dorosłej piłce, przychodzi mi na myśl mecz w Bytowie. Wówczas grałem w Zatoce Puck i biliśmy się z Bałtykiem Gdynia o awans do III ligi (sezon 2007/2008 ) oraz baraże do gry w II lidze z Pogonią Szczecin. To był taki dziwny sezon, że można było automatycznie przeskoczyć jedną klasę rozgrywkową. Bałtyk wtedy grał mecz na Olimpijskiej z Polonezem Bobrowniki i gładko wygrał 4-1. Nam z kolei wystarczył remis z Bytovią do upragnionego sukcesu. Skończyliśmy sezon na pierwszym miejscu z taką samą liczbą punktów co Bałtyk. Mięliśmy lepszy bilans wyników dwumeczu (1-2 W i 5-0 D).

Jako trener, na pewno wspominam mecz, który został okrzyknięty jako hit zeszłego sezonu w naszym województwie. Duże emocje towarzyszyły temu spotkaniu. Okoliczności, ranga, a przede wszystkim przyjacielskie relacje z trenerem MKS Władysławowo Sobiesławem Przybylskim, z którym znamy się 31 lat. Razem rozpoczynaliśmy treningi w Bałtyku, przez 7 lat chodziliśmy do jednej klasy sportowej, przechodziliśmy wszystkie szczeble piłkarskiej przygody, a na koniec studiowaliśmy razem na gdańskiej AWFiS. Tak się dziwnie i nieprawdopodobnie złożyło, że ostatni mecz sezonu był miedzy naszymi zespołami i on decydował, która drużyna awansuje do IV ligi. Wygraliśmy w ostatnich minutach z wynikiem 2-1 po bramce Przemka Kussa. Po meczu mogliśmy odebrać pamiątkowe medale i puchar z rąk Radosława Michalskiego - Prezesa Pomorskiego Związku.

pb kowal 3.jpg

- ŁK: Jako zawodnik, zwycięstwo z najmocniejszą Wisłą Kraków w Pucharze Polski. Kilka meczów było i na plus i na minus. Jak strzelałem bramki, to też mocno mi utkwiły w pamięci te mecze. Z czasów juniorów zwycięstwo z niepokonaną Zawiszą Bydgoszcz. Wtedy pomyślałem, że coś z tego może być.

Jako trener porażka w 94. minucie z Radunią Stężyca po wcześniejszym niewykorzystanym karnym i sytuacji stuprocentowej, ale więcej plusów pamiętam. Puchar Polski z Łęczną, finał Pucharu Polski na szczeblu wojewódzkim z GKS Przodkowo. Trochę tego było. Seria 12 spotkań bez porażki w Starogardzie na wiosnę i na jesień, dużo meczów w pamięci.

- W pracy trenera - najlepiej zapowiadający się talent z którym pracowałeś, a nie zrobił kariery piłkarskiej?

- BA: W dotychczasowej karierze trenerskiej miałem dwóch takich piłkarzy. Trenowałem ich w seniorskiej drużynie Amator Kiełpino. Poznałem ich dużo wcześniej w szkole, w której jestem nauczycielem (SP Kiełpino). Już jako chłopcy w VI, VII klasie przejawiali niespotykany, naturalny dryg do piłki, którego przez lata nie widziałem na naszych boiskach. Bez podstawowego szkolenia z piłką robili cuda, a na zawodach szkolnych bawili się grą i przeciwnikiem. W seniorach było podobnie. Jako 17- latkowie stanowili o sile V ligowej drużyny. Jak tylko im się „chciało”, w pojedynkę wygrywali mecze. Błażeja Wróbla i Dawida Lamk namawiałem do poważnej piłki, ale nie mieli „czasu”. Dzisiaj grają w klasie A i dalej czarują swoją grą. Myślę, że kiedyś zrobią sobie rachunek sumienia i zadadzą pytanie: gdzie byłbym dzisiaj, gdybym postawił w pewnym momencie na piłkę lub bardziej się jej poświecił?

- ŁK: Dawid Retlewski, Kacper Łazaj, Wojciech Zyska, Damian Rysiewski, Damian Mosiejko, Błażej Adamus i Maksymilian Hebel. Sporo tego. Jeszcze pewnie kilku było. Liczę, że jeszcze im się uda.

- Który zawodnik najmilej zaskoczył Ciebie podczas pracy trenerskiej?

- BA: Miałem przyjemność grać ze Zbyszkiem Bodzakiem w jednej drużynie Orkan Rumia, a po latach zostać jego trenerem w Cartusii. Postawa sportowca godna naśladowania, zawsze w stu procentach zaangażowany. Mimo 37 lat i obowiązków rodzinnych wciąż znajduje czas dla piłki i widać, że sprawia mu to przyjemność. Mam nadzieję , że dalej będzie liderem mojego zespołu. Awans w zeszłym sezonie i solidna postawa GKS na boiskach IV ligi, to w dużej mierze zasługa Zbyszka.

pb adamus 1.jpg

fot. www.sportnakaszubach.pl

- ŁK: Paweł Arndt. Wielki chłop, który miał problemy z aklimatyzacją i z kontaktem z drużyną. Pogadaliśmy, szybko wskoczył na właściwe tory i stał się mocnym ogniwem KS Chwaszczyno. 90% zawodników na mojej drodze było inteligentnych i zaskakiwali mnie na każdym kroku swoim profesjonalnym podejściem. Musiałbym wymieniać z nazwisk około 25 zawodników.

- Jakie masz marzenie związane z pracą trenera?

- BA: Nie będę opowiadał, że chciałbym zostać selekcjonerem reprezentacji Polski albo trenerem Barcelony. Najważniejsze, żeby praca trenerska jak najdłużej dawała mi satysfakcję, żebym umiał mądrze wyciągać wnioski ze zwycięstw, jak i porażek oraz żeby zespoły, które prowadzę miały coś, co można byłoby nazwać „stylem Adamusa”.

- ŁK: Kończę kurs UEFA PRO i cały czas się rozwijam. Marzeń nie mam, bardziej cele, aby kroczyć krok po kroku do przodu.

- Trenerzy mają w swojej stajni wielu zawodników, o którym możesz powiedzieć, że dołożyłeś się do jego sportowego awansu, którego zawodnika być wpisał do swojego trenerskiego CV?

- BA: W latach 2009-2014 prowadziłem zespół Bałtyku Gdynia rocznik 2003. Przez drużynę w tym okresie przewinęło się około 60 chłopców. Do dnia dzisiejszego wielu z nich trenuje. Myślę, że wkrótce usłyszymy takie nazwiska jak Mróz, Bracia Ponichtera, Wyszomirski, Witman , Bomba, a ja z dumą będę mógł ich wpisać do swojego trenerskiego CV .

- ŁK: Myślę, że Jakub Wawszczyk, który jest w ekstraklasie. Wziąłem go do seniorów do KS Chwaszczyno, gdy grał w rezerwach i juniorach Arki. Ogromny charakter i determinacja. Kilku zawodników po grze w III lidze w Chwaszczynie poszło do lig centralnych. Wielu umocniło swoją pozycję na szczeblu III ligi. Jeżeli komukolwiek pomogłem, to się cieszę.

- Co Ciebie wkurza w piłce i z czym starasz się walczyć?

- BA: Nigdy nie mogę zrozumieć, czemu trenerzy tak szybko w rozwoju młodych adeptów piłki nożnej przechodzą do szkolenia specjalistycznego. Zabierają w ten sposób dzieciakom najważniejszy czas, kiedy powinni się bawić w piłkę nożną. Później okazuje się, że w wieku 17 lat wszystko już potrafią i dochodzą do ściany, przez którą już nie są w stanie się przebić. Więc, zamiast rozwijać się i robić ciągłe postępy zostają na zawsze „młodymi zdolnymi”.

- ŁK: Staram się walczyć z nierzetelnym podejściem zawodników, z brakiem zaangażowania czy udawaniem „pana piłkarza”. To działa na mnie jak płachta na byka. Podobało mi się w Chwaszczynie i w Starogardzie to, że zrobiłem wszystko po swojemu. Każdy transfer był „mój”. Oczywiście władze klubu dały mi pewne możliwości, z których korzystałem, nawet nie finansowe, ale miałem wolną rękę. W Gryfie wszystko szybko się działo i popełniliśmy kilka błędów w okienku letnim pozyskując maruderów.

pb kowal1.jpg

fot. www.widzew.com

- Kto jest Twoim trenerskim idolem?

- BA: Nigdy nie wzorowałem się na żadnym trenerze z telewizji. Adamus, Jastrzębowski, Bussler, Gierszewski, Szwarc, Kupcewicz, Kotas, Rzepka, Grembocki, Nowacki, Zimny, Hartman - to są trenerzy, którzy odegrali znaczącą rolę w mojej przygodzie z piłką oraz mieli wpływ na to, jakim jestem dzisiaj trenerem. Mogłem obserwować ich pracę z bliska i wyciągać to co najlepsze od każdego z nich.

- ŁK: Diego Simeone i jego Atletico Madryt. Jego książkę czytałem już pięć razy. Styl pracy i zarządzania to jest to, co mi odpowiada.

- Dobierasz zawodników do ustawienia taktycznego, czy ustawienie do zawodników?

- BA: Taktyka w piłce nożnej to temat rzeka. Dyskusja o tym, które ustawienie jest najlepsze pewnie mogłaby trwać godzinami. W piłce amatorskiej jednak nie mamy na to zbyt wiele czasu. Staram się w swojej pracy jak najlepiej przygotować zawodników do tego, co ich czeka w meczu i dobieram taktykę adekwatnie do możliwości swojej drużyny i stylu przeciwnika.

- ŁK: Mam ulubiony system. Fajnie jest mieć możliwość dobrania ludzi do tego systemu. Jeżeli tak nie jest, musisz kombinować i szukać systemu, który zafunkcjonuje.

pb kowal 2.jpg