fot. Puchar

Arka w finale Pucharu Polski, czyli historia może się powtórzyć

Po 38 latach Arka ponownie stanie przed szansą zdobycia Pucharu Polski. - Wisła, podobnie jak teraz Lech, przewyższała Arkę, ale jeśli nam udało się wygrać w 1979 roku, to dlaczego historia nie może się powtórzyć? – ocenił Janusz Kupcewicz.


We wtorek o godzinie 16 w finałowym spotkaniu piłkarze Arki zmierzą się na PGE Narodowym w Warszawie z Lechem Poznań, który jest faworytem tej konfrontacji. - „Kolejorz” przewyższa Arkę pod wieloma względami, ale gdynianie nie mają nic do stracenia. To Lech powinien się martwić, bo oni muszą wygrać to spotkanie. Także kibicuję poznańskiej drużynie, bo miałem okazję w niej grać i nawet zdobyć mistrzostwo Polski, ale we wtorkowym spotkaniu trzymam kciuki za żółto-niebieskim - przyznał Kupcewicz.

Były reprezentant Polski miał spory udział w wywalczeniu przez Arkę tego trofeum w Lublinie w 1979 roku – w finale gdynianie pokonali Wisłę Kraków 2:1, a ten środkowym pomocnik zdobył bramkę z rzutu wolnego. - Pomiędzy meczem sprzed 38 lat, a wtorkowym finałem widzę sporo analogii. Wisła, podobnie jak teraz Lech, przewyższała Arkę. Krakowianie byli wówczas aktualnymi mistrzami Polski i mieli w składzie sześciu-siedmiu aktualnych reprezentantów kraju, podczas kiedy w naszym zespole o kadrę, głównie jako rezerwowy, ocierałem się tylko ja. Jeśli jednak nam udało się wygrać w 1979 roku, to dlaczego historia nie może się powtórzyć 2 maja? - stwierdził były lider żółto-niebieskich.

Szkoleniowiec drużyny, która w 1979 roku sięgnęła po to trofeum również przekonuje, że gdynianie nie są w konfrontacji z Lechem bez szans na zwycięstwo. - Finał to jeden mecz, w którym wszystko się może zdarzyć. Nie ma zmiłuj się i nie można mówić „czekam” jak w pokerze. Na pewno nie można się bać, patrzeć na to, co robią rywale i czekać co wydarzy się w pierwszej połowie. Lech ma większe umiejętności i na papierze jest zdecydowanie droższą drużyną, ale na boisku można to zniwelować wielką ambicją, determinację oraz zespołowością. Trzeba wierzyć w swoje umiejętności, grać to co się założyło i starać się zaatakować. Nie twierdzę, że ma to być żywiołowa ofensywa na „hurra”, ale trzeba grać odważnie i zrobić wszystko, aby szybko strzelić gola. W takiej sytuacji rywale są nerwowi, spieszą się, żeby doprowadzić do remisu, a wtedy nadarza się okazja, aby ukłuć ich po raz drugi – zauważył Czesław Boguszewicz. Trzeba podkreślić, że był on najmłodszym szkoleniowcem, który poprowadził zespół do triumfu w Pucharze Polski – miał wtedy niespełna 29 lat.

Finałowy mecz w Lublinie nie układał się jednak po myśli gdynian, którzy w 16. minucie po bramce Kazimierza Kmiecika przegrywali 0:1. W drugiej połowie gole Kupcewicza z rzutu wolnego 50. i Tadeusza Krystyniaka z rzutu karnego w 59. minucie przesądziły o triumfie Arki. - Byliśmy bardzo dobrze przygotowani do tego spotkania pod względem mentalnym, fizycznym i taktycznym, dlatego w przerwie w naszej szatni nie było nerwowo. Znaliśmy swoją wartość i od początku nastawiliśmy się na otwarta grę. W przerwie spokojnie przypomnieliśmy sobie przedmeczowe założenia i w drugiej połowie zaatakowaliśmy frontalnie, co zapewniło nam zwycięstwo – przyznał Boguszewicz.

W finałowym spotkaniu w Arce zabrakło dwóch czołowych zawodników, pomocnika Bogusława Kaczmarka i napastnika Tomasza Korynta. - W jednym z wcześniejszych meczów Kaczmarek odniósł kontuzję kolana. „Bobo” do Lublina pojechał, ale z nogą w gipsie i o kulach. Z kolei Tomek wypadł tuż przed meczem. Cztery dni wcześniej Korynt wystąpił w Warszawie, gdzie po dobrej grze zremisowaliśmy 0:0 z Legią, ale w dniu meczu z Wisłą złapał jakiegoś wirusa, miał torsje, rewolucje żołądkowe oraz 39 stopni gorączki i zamiast z perspektywy stadionu obejrzał to spotkanie w hotelu – wyjaśnił szkoleniowiec żółto-niebieskich. - Trzeba też podkreślić, że pomimo niespodziewanej absencji naszego czołowego zawodnika trener Boguszewicz nie zmienił strategii. Zgodnie w ówczesną taktyką zagraliśmy na trzech napastników – przypomniał Kupcewicz.

Gros piłkarzy Arki, którzy w 1979 roku wywalczyli Puchar Polski, wybiera się we wtorek do Warszawy dopingować swoich młodszych kolegów. Miejmy nadzieję, że z pozytywnym skutkiem.