fot. Ark-Lechia

Arka musi poczekać do kwietnia

Do kwietnia muszą poczekać piłkarze Arki na odniesienie pierwszego zwycięstwa nad Lechią w ekstraklasie. W dziewiątym meczu gdynianie przegrali na własnym stadionie z biało-zielonymi 0:1, a bramkę dla gdańszczan zdobył Flavio Paixao.


​Ten mecz powinien być nauczką dla wszystkich drużyn, że nigdy, a zwłaszcza w końcówce, nie wolno tracić koncentracji. Wtedy nie ma się już bowiem szans na odrobienie strat. Na własnej skórze przekonali się o tym w derbowym spotkaniu z Lechią zawodnicy Arki – w 95. minucie gospodarze zagapili się i po krótko rozegranym rzucie rożnym Ruben Jurado nie zdołał zablokować dośrodkowania Milosa Krasicia, Flavio Paixao wygrał pojedynek z Adamem Danchem, który zastąpił w podstawowym składzie Frederika Helstrupa (zaskoczeń w układzie wyjściowej „11” żółto-niebieskich było więcej) i skuteczną główką pokonał Pavelsa Steinborsa. - Nie zdaliśmy dziś egzaminu. Podaliśmy Lechii rękę, a w ostatniej akcji nawet dwie. Nie zdobyliśmy nawet punktu, a założenia były takie, żeby wycisnąć więcej, ale się nie udało. Nie jest to dla nas dobry wieczór, a o meczu można powiedzieć krótko – rąbanka. Wymienialiśmy za mało podań, graliśmy zbyt nerwowo i za szybko pozbywaliśmy się piłki. Momentami na boisku dominowała walka wręcz. W przerwie mówiliśmy, żeby to zmienić, ale gra nadal była szarpana. Każdy z naszych zawodników mógł wypaść lepiej, uważam również, że gdyby został podyktowany dla nas rzut karny, spotkanie mogło potoczyć się zupełnie inaczej. W życiu jednak bywa, że miało być święto, a wyszedł pogrzeb. Bramki stracone w 95 min. zawsze bolą najbardziej. Dobrze, że teraz jest przerwa na kadrę, bo będziemy mogli wszystko spokojnie przemyśleć i się wyciszyć – przyznał trener Arki Leszek Ojrzyński.

Z pewnością nie był to najwyższych lotów mecz. Wysoko latała jedynie piłka, a to nie świadczy najlepiej o poziomie tej konfrontacji. Za dużo było również walki wręcz i przepychanek, a za mało gry w piłkę. Zdecydowanie mniej pretensji można mieć do Lechii, która po porażce 0:5 z Koroną Kielce na własnym stadionie była w dołku, ale dzięki wygranej w derbowej konfrontacji całkowicie zrehabilitowała się w oczach swoich kibiców. - Jestem bardzo zadowolony z końcowego wyniku, a także z gry zespołu. W poprzednich meczach, w których prowadziłem Lechię, trzy razy zagraliśmy dobrze, ale ostatnie spotkanie z Koroną nam nie wyszło. Mogliśmy jednak wygrać wyżej, bo nie wykorzystaliśmy wielu dogodnych okazji. Cieszę się, że odzyskaliśmy pewność siebie. Nie chcę wyróżniać natomiast nikogo indywidualnie. Na boisku było 11 zawodników i każdy zagrał dobrze – skomentował szkoleniowiec gości Adam Owen.

Do kolejnej konfrontacji tych zespołów dojdzie na początku kwietnia w ostatniej kolejce sezonu zasadniczego na Stadionie Energa Gdańsk. Na razie bilans derbowych potyczek w ekstraklasie to siedem triumfów Lechii i dwa remisy.